widm. Chciał się wyrwać, opierać — nie mógł. Piarg usuwał się z pod nóg, głazy stały się ślizgie, jakby je powlekł lód. Tańczył po przełęczy, wleczony przemocą, w takt muzyki, która umilkła w fujerze, a grzmiała w przestworze. Już skały ponad nim, doliny i jeziora pod nim, poczęły się kłębić w potworne koło ruchu, w chaos straszliwy. Mózg począł pękać w głowie Dziwnego juhasa, serce nie mogło wydążyć bić. Ginę! — odezwało się przed nim.
Własne widma! Własne widma! I te, i te — co przyszły — zkąd?...
Wyczarowane grą, w taniec zaklęte... we własny takt...
Nagle fujera pękła w ręku Dziwnego juhasa, a on sam zatoczył się i runął głową w dół ku Pięciu Stawom, na upłaz, z upłazu w żleb na głazy na dół, na dół, aż mózg pryskał po kantach kamiennych i krew bluzgała jak iskry z głowni ciśniętej z góry.
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.