chłopom i cepami obronić. Musiały sie strzyc.
Weredy najbardziej napastowały chore baby w połogu. Przez sześć tyźni ani rusz za próg nie śmiała żadna, bo boginki zaraz przysiadały. I chłop przez ten czas musiał być w chałupie zawsze we dnie, w nocy, bo kiedy się te uwzięły na kogo, bieda się było i odegnać. Tak było z Byrtusiem, co bacą w Miętusiej bywał. Temu i fujerę długą ślicznego głosu, jeszcze po dziadku zbójniku, ukradły, i żonę porwać chciały i dziecko odmieniły, ledwie je odebrano. Idzie raz żona jego, Zośka, z Miętusiej do domu, z obońką z mlekiem na plecach, a tu koło domu obskoczą ją boginki: »Zośka! Zocha! Zołna! Co nom to niesies?!« i dalej do baby. Byrtuśka była młoda, tęga, widzi, że niepeć, broni się, jak może — darmo, przewróciły ją na ziemię. Łap za
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.