dzwonkami zwanych, chwyciła, musiały ją puścić.
Mściły się potem na Byrtusiach. Miał on taki zwyczaj, że jak przyszedł z hali do domu, wychodził w nocy na dach z fujerą i grywał. Raz się zdrzemnął na dachu, fujerę z rąk wypuścił, ta się stulała na dół, a boginki już czatowały. Łap i uciekły. »Widziało sie, co sie cysto wywściekały przy tej fujerze«. Latały nocami po wsi, wyrywały mech ze ścian i trąbiły przez dziury ludziom do izby. A najbardziej Byrtusiowi koło domu, a wołały: »Nie tak, Byrtuś, nie tak, ba se tak: buuu, prrru, prru, prrru, buuuu« — że go to niby uczą, jak ma grać, a on był muzyka sławny. Nakoniec raz, kiedy Byrtusiowie w polu dziecko na chwileczkę odeszli, ukradły je, a podstawiły swoje. Był dopiero lament w chałupie. Na szczęście stara jedna baba poradziła
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.