Rano nima go długo. Sobanek był ciekawy, ka tys poseł?... Obuł sie, wzion i poseł za nim za ślakem het jaz na Walcocki Wiérk.
Tén ino wyseł na som Wiérk, zacon po śniégu chodzić wkoło. Nopiérwéj robiéł takie małe kółka, a potem coros to więkse, więkse i więkse; na ostatku podzioł sie kensi, ślag sie na śniégu skońcéł, nie zostały ino powrósła. Gmła była jak ciasto i porwała go do góry.
— No niegze cie juz ros djabli wzieni! — pomyśloł se Sobek i poseł du domu.
Niedługo wypogodziéło sie i śniég zginon cysto piéknie, hej, i było ciepło. Usło cosi ze dwa tyźnie, w samo połednie zacéno kensi ponad Saflary grzmieć i łyskać sie straśnie... Wiater zacon duć od Poromina i niedługo strasno cyrniawa zacapiéła cały tén kant i jedzie, a hucy nad Zokopane z gmiotami i łyskawicami, co cud!...
Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T. 2.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.