Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

jąc z domu, okazywali więcej kurażu i energii aniżeli było potrzeba.
— Jechać! jechać koniecznie! — krzyczeli oni do naczelników kahału — my tam wszystko zrobimy jak należy, tylko dajcie nam pieniędzy na drogę.
Dano im pieniędzy — a oni, przyjechawszy do Teteriwki, ciągle jedli i spali; a jedyną ich czynnością było pisywanie od czasu do czasu listów do rodzinnego miasteczka, z żądaniem, aby im jeszcze pieniędzy przysłano.
Gdzież się podziała ta świeżość, ta chęć, ta energia?! Zniknęły. Delegaci i plenipotenci śpią snem sprawiedliwych, a budzą się po to jedynie żeby jeść.
Siedzieliby tak do końca świata, a przynajmniej do końca swego życia — gdyby tylko mocodawcy zechcieli przysyłać pieniądze.
Wszyscy tu śpią jak zaczarowane królewięta w bajce, śpią, śpią i śpią...
Beniaminowi przyszła, bardzo naturalna zresztą, myśl zapoznania się ze sławnymi uczonymi i autorami z Teteriwki. W tych rzeczach przecież Beniamin był znawcą. Uważał się za filozofa, umiał czytać choćby najdrobniejsze literki i miał wyobrażenie