Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

nieli! żeby wam wyszło na „kapores“! chodźże! chodź, żeby twoje imię zginęło!... Puście-no mnie do tego gałgana! puście mnie! już ja będę wiedziała, co mam z nim zrobić!? ja mu pokażę, jakiego Boga my mamy!
— Bardzo cię proszę, kobieto, bez krzyku, bez złości! — rzekł poważnie uczony rebe Ajzyk Dowid, rebe Aron Jejselis Sore Złates — bez krzyku! bez gwałtu... Jeszcze mamy czas, możemy tę rzecz rozstrząsnąć wszechstronnie. Poczekaj-że trochę, kobieto, nie unoś się tak! „Aguną“ (opuszczoną przez męża) już, Bogu dzięki, nie jesteś gdyż Senderił znalazł się i jest w naszej mocy. Teraz pomówmy dalej o tym interesie. Aj, aj, tylko nie krzyczyć, nie robić hałasów! pfe! Bądź co bądź, żydówka zawsze jest tylko żydówką... więc powtarzam jeszcze raz pytanie: po co krzyk? na co ten krzyk? co komu przyjdzie z krzyczenia?
Rebe Ajzyk Dowid chciał kwestyę zbadać do gruntu i omówić ją należycie: przedstawić całą rzecz tak, i odwrotnie, i jeszcze raz naodwrót, dodać do niej, tak to mówiąc, pieprzu i cebuli, jednem słowem, rozstrząsnąć ją w sposób godny wielkiego filozofa i myśliciela z Tuniejadówki.