Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem, z obu stron kładki, gromadzić się zaczęli ludzie chcący przejść na drugi brzeg rowu. Ludzie ci objawiali głośno swe niezadowolenie, z powodu, że bohaterowie nasi obrali sobie sam środek kładki za miejsce do dysputy i zatamowali zupełnie jedyną drogę przechodniom, gdyż kładka była taka wązka, że dwie osoby w żaden sposób minąć się na niej nie mogły.
Z tego powodu, w obec wzmagającego się nie zadowolenia publiczności, dysputa została przerwaną. Rebe Ajzyk Dowid z małżonką Senderiła cofnęli się na jeden brzeg rowu, nasi zaś podróżni, przerażeni i drżący, na drugi. Tymczasem ci, którzy oczekiwali wolnego przejścia, rzucili się na kładkę i rozdzielili obie walczące strony.
— Proszę cię, Senderił — rzekł Beniamin — dla czego my tu stoimy? Na co mamy czekać? Korzystajmy z czasu, Senderił, gdyż co nas tu czeka dobrego?
— Jak żydem jestem, Beniaminie, popowiedziałeś najmądrzejsze słowo. To prawda! na co my tu mamy czekać? — zawołał Senderił radośnie, jak więzień w chwili oswobodzenia. — Prędzej! prędzej Beniaminie! zmykajmy!!