Tutaj to, na rynku, w samem sercu Głupska, rozlegają się głosy: „Hajse babkes!“ (gorące babki), „hajse reczennikies!“ (gorące placki gryczane), czosnek, cebula! Tu wieczorem, gdy mrok już zapadnie, gromady żydów modlą się, witając nowy księżyc i do każdego z przechodniów krzyczą „szołem ałejchem!“ Tu stoją tragarze, opasani grubemi postronkami i czekają na robotę, tu tłoczą się dymisyonowani żołnierze, chcąc sprzedać stare mundury i podarte szynele, tu kręcą się tandeciarze, częstując przechodniów zniszczoną, ale tanią garderobą. Wśród tego tłumu uwijają się złodzieje kieszonkowi, praktykując, o ile można, swe rzemiosło, tu jakaś obdarta, rozczochrana dziewczyna, przeraźliwym głosem, woła o jałmużnę i chwyta przechodniów za ubranie. Garstka uliczników goni jakiegoś waryata, krzycząc hura! a waryat przyjmuje te krzyki obojętnie i przechodzi dalej z kapeluszem pomiętym, sądząc, że ma królewską koronę na głowie.
Tu stoi znów chłopak ze skrzynką; ciekawa publiczność patrzy w otwór, a on piskliwym głosem udziela objeśnienia:
— Patrzcie i podziwiajcie — mówi, — oto jest Londyn, papież w czerwonym mun-
Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.