durze na koniu, wszyscy stoją z odkrytemi głowami... a teraz patrzcie znowuż, oto Napoleon ze swymi francuzami bije prusaków, prusacy uciekają w popłochu, jak karaluchy! A oto dama jedzie z sułtanem w karecie, wielki wezyr siedzi na koźle i powozi; tymczasem konie się spłoszyły, wywróciły karetę, turek upadł na bruk i mocno się potłukł, a ona szuka kogo, żeby im przyszedł na pomoc. No, odchodźcie, odchodźcie, dość już napatrzyliście się cudownych rzeczy! Cóż wy myślicie, że za jeden grosz, cały świat oglądać będziecie!?
Tu na rynku, usadowiły się rzędem przekupki z nieckami pełnemi owoców, warzyw, ogórków, wisien, gruszek i tym podobnych przysmaków.
Nieco na boku, stoi budka na kurzych nóżkach, wykrzywiona, stara, bez drzwi i bez okien. Starzy, posiwiali żydzi opowiadają, że w tej budzie niegdyś stawał policyant i, że kiedy ją postawiono, całe miasto zbiegło się jak na wielkie dziwowisko. Obok budki, z której Głupsk pyszni się słusznie, jak ze starej fortecy, pod daszkiem ze starych, przegniłych tarcic, poczerniałej słomy i rogożek, wspartym na czterech wykrzywionych słupach, siedzi
Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.