Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

— Po trzecie — przerwał Beniamin, nic nie zaszkodzi, jak odbędziemy kilka prób, w celu przyzwyczajenia się do niebezpiecznych podróży morskich; nie będzie więc źle, jeżeli zrobimy kilkakrotnie wycieczkę wodną, przy czyjejś pomocy, zanim wyrobimy w sobie dość siły do samodzielnej żeglugi. Widzisz, Senderił, zdaje mi się, że tam, niedaleko, stoi łódka; gdybyśmy dali coś chłopu, do którego ona należy, toby, bezwątpienia, przewiózł nas trochę po wodzie. Pogadaj ty z nim, Senderił, gdyż wiadomo ci, że ja nie jestem bardzo biegły w chłopskim języku.
W kilka minut później, wędrowcy nasi, ukrzepiwszy się na duchu, siedzieli już w łódce i płynęli po grzbiecie Gniłki, leniwie toczącej swe fale. Z początku, obadwaj byli bardzo przerażeni, szczególniej zaś Senderił, który doznał dziwnego zawrotu głowy i wyrabiał dziwaczne gęsta rękami i nogami przy każdem pochyleniu się łódki. — Ot, ot, myślał sobie, lada chwila statek się przewróci i ja wpadnę w niezmierzone głębiny otchłani... Oto już koniec mojego żywota, żona moja pozostanie wieczną „aguną“ a dzieci sierotami!...
Przestrach nie trwał jednak zbyt dłu-