Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

wiali głośno, patrzyli sobie w oczy, jak rozkochana para małżonków po ślubie; jednem słowem, całem postępowaniem zdradzali, że w sercach ich zamieszkała wielka radość i wesele...
Podskakiwali oni, śpiewali, zachwycali się każdem swojem słowem, każdem spojrzeniem.
Cóż się stało takiego? Co było przyczyną tak wielkiej radości i uciechy?
Oto postanowili nazajutrz rano opuścić już Głupsk i, w szczęśliwą godzinę, udać się tam!... tam! daleko, przez oceany, pustynie!...
Gdy tak wędrowcy nasi, w najlepszym humorze, podskakiwali sobie wesoło, dogoniła ich fura.
W wasągu siedziało dwóch żydów, z których jeden powoził, a drugi, z czapką na sam tył głowy zsuniętą, siedział, trzymając w zębach słomkę.
Jest to znak niezawodny, że głowa tego żyda pracowała nad jakąś ciężką kwestyą.
Dogoniwszy Beniamina i Senderiła, przejeżdżający żydzi przypatrzyli im się od stóp do głów i zaczęli z nimi rozmowę, zasypując ich zaraz, jak żydowski zwyczaj wy-