i wszyscy, którzy nocowali w stancyi, zaczęli wstawać. Wielki, jak kocioł, samowar gotował się i buchał kłębami pary; niedługo też wszyscy zabrali się do picia herbaty. Beniamin i Senderił dostali też po szklance gorącego napoju, który ich rozgrzał i orzeźwił.
Stancya, która była przed chwilą sypialnią, wnet przemieniła się w małą bóźniczkę... Każdy zawinął rękawy i ukazały się obnażone ręce żydowskie, gładkie, kosmate, tłuste, chude, białe i ciemne. Wszyscy włożyli na siebie „tałes i tefilim“ i oddali się modlitwie.
Nasi wielcy podróżnicy modlili się ze szczególnym zapałem, z gestykulacyą,
o pomoc przeciw wrogom. W pięknym, rymowanym przekładzie polskim, Kazimierza Bujnickiego (wydanym w Toruniu, w roku 1878) wyjątek ten tak brzmi:
9) „Jak lew w swojej jamie
„Czycha na zdobycz, aż biednego schwyta,
„Bo żądza łupu, nigdy w nim nie syta,
„Przemyśla tylko jak biednego złamie.