Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

czą. Ci żydzi! żydzi, Senderił, są winni! żydzi i jeszcze raz żydzi!
— No — ale nareszcie, cóż ty myślisz zrobić, Beniaminie?
— Ja nie chcę nic zrobić, tylko pragnę puścić się w dalszą podróż... Myślę, że nie będą tutaj bardzo tęsknili za nami, a co się tyczy tego, że mogą nas nie puścić, to jest bardzo proste lekarstwo: nie opowiadać się że idziemy. Na co kto ma o tem wiedzieć? Żegnać się z nimi bardzo czule też nie widzę potrzeby, możemy pójść tak sobie, bez wielkiej ceremonii...
— I ja tak myślę, że nie potrzeba się żegnać, tem bardziej, że gdy przed rokiem wychodziliśmy z domu, nie żegnaliśmy się przecież z nikim; żonie, dzieciom rodzonym nie powiedzieliśmy nawet... „na tebe“.
Od owego czasu, bohaterowie nasi przemyślać zaczęli nad wynalezieniem najpraktyczniejszego sposobu opuszczenia koszar, bez pożegnania się i bez robienia komukolwiek przykrości uroczystego rozstania.
Beniamin szczególniej wszystkie siły swojej inteligencyi wytężał w tym kierunku. Myśl ucieczki zajmowała go wyłącznie; ciągle też był niespokojny, zadumany