i kręcił się jak kwoka, gdy sobie gniazda wyszukuje na wiosnę. Pogrążony w myślach, wyłącznie jednym tylko zajęty przedmiotem, nic nie widział, nie słyszał, nie zwracał uwagi na to, co się koło niego dzieje.
Często, spotkawszy oficera, zapominał zdjąć czapki, czem się narażał na karę, a podczas mustry nie wiedział co do niego mówią, co mu każą robić i, naturalnie, znowuż się z karą spotykał. Te wszakże nieprzyjemności przyjmował bardzo obojętnie i wyłącznie tylko marzeniem o swej podróży zajęty, na nic więcej nie zważał.
Senderił, chociaż może i myślał o wędrówce, jednak trybu postępowania nie zmienił, zawsze miał jednakowy apetyt, codziennie wyrabiał rozmaite sztuki z karabinem, zadzierał głowę, prostował krzyż, i aż do znużenia uczył się chodzić i zwracać, powtarzając ciągle:
— Raz, dwa! raz, dwa! prawo, lewo! marsz!
Dzięki tym ćwiczeniom, miał on wyborny apetyt i sen.
Pewnej nocy, gdy zmęczony, usnął doskonale, zbliżała się do niego jakaś postać.
Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.