zawsze, że jej mąż, a mój dziadek, nieboszczyk rebe Senderił (wieczny mu odpoczynek) przez całe życie swoje wybierał się do „Ziemi Izraela“ — żeby tam, obok grobu patryarchów głowę swoją położyć; przed śmiercią zaś, widząc, że zamiaru tego nie dokona, powiedział do babki te słowa: Widzę, że nie zasłużyłem sobie u Stwórcy tego szczęścia, żebym ziemię Izraela mógł widzieć własnemi oczami, ale jestem pewny, że jeden z moich potomków tam zawędruje. Serce mi powiada, że nieboszczyk dziadek, rebe Senderił (niech spoczywa w pokoju) mówiąc o tym potomku, który miał dojść do ziemi świętej, mnie miał na myśli i, daj Boże, ażeby moje słowa były usłyszane na niebie...
Niestety, słowa Senderiła zostały przedtem jeszcze usłyszane na ziemi... usłyszał je bowiem przechodzący oficer.
— Kto tam!? — zapytał głosem, od którego naszym wielkim wędrowcom krew ścięła się w żyłach.
Na nieszczęście, księżyc wychylił się z poza chmury i oświetlił jasno wystraszone twarze zbiegów, którzy stali ze spuszczonemi oczami, bladzi jak ściana i sami nie wiedzieli co mówić...
Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.