Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

Zkądże więc ma przyjść światło do takich ludzi, jak Beniamin, Senderił, reb Ajzyk Dowid, Chajkiel Zaike i tych wszystkich członków „połne sobranie“, obradujących w bóżniczce nad polityką Aleksandra Macedońskiego i interesami Rotszylda? Ze strony chrześcian nie, ze strony cywilizowanych żydów także nie; jakąż więc drogą ma się dostać do nich promień światła? Czy zawsze mają tonąć w zabobonach i przesądach i sposobić swe dzieci nie do praktycznego życia, nie do produkcyjnej pracy, lecz do wegetacyi nędznej i ciężkiej. Dodać należy, że i wegetacya ta z każdym rokiem trudniejszą będzie; raz dlatego, że proletaryat żydowski powiększa się ciągle, a powtóre, że w tych czasach ciężkich, i chrześciańska ludność więcej liczy się z groszem i nietylko, że wobec faktorów i kramarzy trzyma się odpornie — lecz sama zwraca się na pole handlu, dotychczas wyłącznie znajdującego się w rękach żydów. W miasteczkach, pomiędzy ludnością żydowską, szerzy się nędza, nędza coraz dotkliwsza, która zmusza ją do rozpaczliwego chwytania się środków nie zawsze godziwych, byle tylko egzystencyę swą podtrzymać.