nie ulicy właśnie przechodził żyd, odziany w chałat brudny, zaszargany, biegł szybko, widocznie za geszeftem.
Czy wiesz, doktorze — rzekłem do mego znajomego, — założę się, że ten żyd, to musi być wielki oszust, szachraj i geszefciarz. Jakież nieprodukcyjne jego życie, jakie szkodliwe dla całego ogółu! a jednak, przecież to człowiek tak, jak i wszyscy, mógłby być najzacniejszym obywatelem kraju...
— A któż go tego nauczy? — zapytał mój znajomy i trafił w sam sęk kwestyi żydowskiej.
Otóż pisarze żargonowi chcą właśnie żyda uczyć — a ja, korzystając z ich prac, pragnę znowu nasz ogół chrześciański z żydowskim życiem zapoznać. Taki sobie obrałem cel i, o ile siły pozwolą, dążyć do niego będę, w tem przekonaniu, że ta praca jest pożyteczną i uczciwą. Niech idealiści bujają w sferze mrzonek i utopij, niech studyują różne teorye, ja pragnę zająć stanowisko, niezajęte dotąd, chcę poświęcić czas i pracę specyalnie badaniu naszych polskich, chałatowych Mośków i Dawidków — gdyż, mniemam, że przez to i chrześciańskiemu społeczeństwu i Mośkom owym maleńki chociaż pożytek przyniosę.
Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.