Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

wschodu, podnosi oczy do nieba, powtarzając z westchnieniem słowa modlitwy: „Do ziemi ojców naszych, doprowadź nas, Panie“, do prawdziwej ziemi naszych ojców, gdzie nawet kozy jedzą „di bokseren“!! (strączki świętojańskiego chleba).
Przypadkiem przyniósł ktoś do Tuniejadówki daktyl. Zrobiło się natychmiast wielkie zbiegowisko, każdy cisnął się, aby obaczyć dziwo. Jeden z uczonych krzyknął: — przynieście „humesz“ (biblię) a pokażę wam że „daktyl“ stoi w „humesz“! Oto macie, jest najwyraźniej wyraz „tomor“ a to znaczy daktyl. Widzicie więc, co to jest daktyl!? on stoi w „humesz“!! a wiecie, gdzie daktyl rośnie? Oto w ziemi Izraela.
Niejeden westchnął. Przypomnieli sobie groby patryarchów, ruiny świątyni... Jordan...
— I ja też wzdychałem wraz z innymi, mówi w swoich pamiętnikach wielki podróżnik Beniamin, i już od tej pory nie miałem spokoju.
Tego dnia, cała Tuniejadówka, jak długa i szeroka, udała się, naturalnie myślą, do Palestyny. W „bejshamidraszu“ pod piecem, szły ożywione dysputy z dziedziny polityki i spraw ogólno-miejskich. Do Tu-