dziłby cię przy swym stole. Ach! Beniaminie, kiedy będziesz ich widział, kłaniaj się im odemnie i powiedz, że gdybym tylko mógł, odwiedziłbym ich bardzo chętnie.
— A któż ci broni? kochany Senderuniu?
— Kto broni?
— Senderił! ja mam świetną myśl! Idźmy razem. Gdy ja zostanę królem w tamtych stronach, zrobię cię natychmiast kanclerzem, prawą ręką królewską... ty będziesz u mnie pierwszym dygnitarzem! Co się zaś tyczy jej... twojej żony, nie zważaj na nią, jest ona zła, swarliwa i zatruwa ci życie. Spojrzyj na twoje policzki, do czego one podobne?... spuchnięte, obdrapane, sine!... Ty, Senderił, masz od niej ciężkie życie, otrząśnij się z tego, chodź zemną, będziesz żył sobie w radości i chwale... Kanclerzem u mnie zostaniesz!
— Ha! — odrzekł Senderił, — kiedy już koniecznie chcesz tak, niechże będzie tak. A ona? niech sobie zostanie tutaj, co mnie to obchodzi?
— Duszo moja! niechże cię uściskam — zawołał w uniesieniu Beniamin. — Tyś mi rozwiązał kwestyę, kwestyę ciężką jak kloc! (a kasze, a kłoc-kasze). I ja teraz
Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.