Strona:PL Klemens Junosza Donkiszot żydowski.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Cały świat otwarty przedemną, a z mojem doświadczeniem, męztwem, odwagą, z moją uczonością wreszcie, nie przepadnę!...
Beniamin wpadł w tak dobry humor, że zaczął śpiewać marsza i wędrować dla wprawy koło pustego wiatraka.
Upłynęła chwila dość długa, na drodze nie było widać nikogo. Senderił opóźniał swe przybycie. Czyżby żona kazała mu skrobać kartofle, w chwili, gdy cała Tuniejadówka pogrążona jest we śnie?
Beniamin zaczynał się niepokoić i sam nie wiedział co czynić. Wrócić się? pfe! brzydko „Aleksander Mudgen“ nigdy nie wracał z drogi. Iść samemu? przykro znów, bardzo przykro... a nawet dziwnie poniekąd. Któż bo widział okręt bez rudla? króla bez ministra?
Gdy tak Beniamin smutnie rozmyślał, na drodze ukazała się jakać postać, w cycowem ubraniu, z głową owiniętą w chustkę. Wielki podróżnik zadrżał... Zdawało mu się, że poznaje w tej osobie małżonkę swoją, Zełdę...
Tego tylko nieszczęścia brakowało! Będzie lament, płacz, gwałt („a jomer, a klog, a gewałt“), będą sceny okropne!