tych wskazówek nie da, słowa jego będą tylko słowami.
— Prawda, prawda! — odezwano się w gromadzie. — Dajcie nam dach, dajcie parasol!
— Jabym sądził — odezwał się Mojsie Fisz — że jest jeden niezawodny sposób uchronienia się od tej zimnej wody, która niejednemu może wlać się za kołnierz... Sposób doskonały, niezawodny, a taki pewny, że już pewniejszego wynaleźć nie można. Wycofać się całkiem z takich interesów i na przyszłość wcale się niemi nie zajmować. To jest sposób!
W zgromadzeniu zrobiła się cisza, trwała ona jednak bardzo krótko, ktoś krzyknął:
— Mojsie jest głupi!
Wykrzyk ten zaczęto powtarzać różnemi głosami, ku wielkiemu oburzeniu męża Małki. Chciał się bronić, nie pozwolono mu przyjść do głosu, usiłował przemówić, zakrzyczano go.
W zgromadzeniu zrobił się wielki gwałt i rejwach, wszyscy mówili jednocześnie, a ponieważ każdy pragnął, aby jego głos był słyszany, więc zrobił się wielki rejwach.
Można było wyrozumieć tylko to, że rada Mojsia odrzuconą została z oburzeniem, że nikt nie myśli bynajmniej o odwróceniu deszczu, lecz każdy pragnie, żeby mu dano parasol. Przedewszystkiem dobry parasol, a deszcz niech sobie pada, dopóki sam nie ustanie.
Jankiel nakazał milczenie — i uciszyło się zupełnie.
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.