— Trzeba radzić — rzekł poważnie — głów u nas nie brak.
— Kto ma radzić? — zapytano.
— Każdy, kto ma głowę, niech ją puści w ruch. Zamiast coby miał spać, niech myśli; zamiast coby miał jeść — niech myśli; kiedy będzie się znajdował w drodze — niech myśli. Nie sposób, żeby takie wielkie myślenie miało pozostać bez skutku. Skutek być musi. Wiecie, o co idzie, wiecie, że będzie deszcz, więc szyjcie parasol.
— Tak — potwierdził Uszer — szyjcie parasol; niech was to nie zraża, że będzie on zrobiony z kawałków, taki jest znacznie mocniejszy i wytrwalszy, bo jeżeli na jaki materjał da się łatę, to oczywiście te warstwy będą o wiele mocniejsze, aniżeli sam materjał z nowości.
— Aj, aj! — odezwał się krawiec Mordka, — nasz Uszer każdą myśl ślicznie sfastrygować potrafi. Na moje sumienie, on mówi jak, najlepszy krawiec!
— Ładny komplement! Mordka niech pilnuje swego fachu; jeszcze nie przyszedł czas, żeby krawcy sądzili słowa uczonych! — zawołał oburzony Mojsie Fisch.
— Tymczasem — odrzekł Mordko — prawo tego sądu przywłaszczają sobie... szynkarze!
— Od początku świata tak było — rzekł Engelman — że wykpiwaliśmy się od różnych, nieraz bardzo przykrych i niemiłych interesów, więc i teraz znajdzie się jakiś sposób.
Pocieszeni tą myślą, członkowie zgromadzenia
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.