stajni są, trzeci przy dworskim kowalu rzemiosła się uczy.
Wasążek słowa dotrzymał, zakrystjanem jest, z siedziby swojej ustąpił, ale tak interesa zagmatwał, zaplątał, tyle różnych pozornych aktów porobił, że żydzi głowy prawie potracili i nie wiedzą, jak to wszystko rozplątać. A on sobie nic. Gdy go który w miasteczku spotka i upomina się, on mu śmieje się w oczy i powiada:
— Zostawiłem wam wszystko, bierzcie i udławcie się...
Żyd spluwa i odchodzi, a szlachciura śmieje się, rusza wąsiskami; kontent, że takiego bigosu narobił.
W okolicy niby odmiany niema, tak samo woda płynie w rzece, tak samo las szumi, tak samo się łąki zielenią, ale dzieje się jakoś inaczej niż dawniej; ludzie zaczynają oczy otwierać, widzieć to, czego nie widzieli dawniej, jakoś im trochę lżej i otucha w nich insza na przyszłość. Dobry przykład zaraźliwy jest, ale to zaraza poczciwa, niech by się rozkrzewiała szeroko, niechby objęła wszystkich nieopatrznych niedołęgów, rozrzutników, pijaków.
Fabryka spółkowa doskonale idzie, sklep coraz się powiększa, Piotruś z Franusią żyją poczciwie i szczęśliwie. Inny jest w okolicy ruch, inne życie, ludzie z dalekich stron przyjeżdżają dla zakupu bryczek, dla sprawunków, nieraz i dworskie konie można ujrzeć przed sklepem, a koszykarz, co parę
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.