żyd gospodarza na jarmarku, żeby pieniędzy nie stracił, zanim oddać je zdąży.
Właśnie i Wasążek takie Chasklowi i Juklowi zabezpieczenie przedstawiał. Żydzi spluwali, mówiąc, że od takiej godnej osoby, jak pan Wasążek, zapewnienia nie potrzebują, że im zwykły rewers wystarczy, ale zarazem spojrzeli wymownie jeden na drugiego. Jukiel był spokojny, wiedział bowiem, że od tego dnia chlew Wasążka pozostawać będzie pod ścisłym dozorem i że żadna zmiana nie ujdzie przed bacznem okiem Chaskla
Wielki i ciężki był targ żyda z szaraczkiem, trochę już ciętym dla fantazji. Wasążek wymyślał swoim dobroczyńcom od rozbójników i wisielców, życzył im, żeby zgnili w prochowni lub w jeszcze gorszym kryminale. Zgodę przybijał im na dłoniach twardą, narobioną ręką, ciężką jak z ołowiu, silną jak ze stali.
Jukiel wyrywał dłoń.
— Pfe! niech acan tak nie bije! Acan może miarkować, że to boli...
— Głupiś i obyczaju nie znasz, dobra zgoda — dobre przybicie. Robimy zgodę, czy nie?
— No, już, już.
— A to dawaj rękę.
— Na co?
— Bez wykrętów. Ma być zgoda, niech będzie zgoda i skutek!
Pochwycił rękę Jukla i uderzył w nią swoją dłonią tak silnie, że aż żyd podskoczył.
— Niech acan nie robi awantury, do czego
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.