Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

kami na wzgórze Czarnobłockie, tak o zachodzie słońca znowuż temi samemi dróżkami staczały się na dół, każda jakąś cząstkę z siebie w Czarnembłocie zostawiwszy.
W miasteczku gwar się uciszył, natomiast na drogach było głośno. Niejeden wieśniak, podochociwszy sobie śpiewał na cały głos; inni kłócili się, inni rozmawiali.
O północy, a nawet jeszcze po północy, słychać było turkot wozów i głosy zapóźnionych jarmarkowiczów, jakby na stwierdzenie tej prawdy, że droga na jarmark jest znacznie krótszą, aniżeli droga z jarmarku...
Może komu dziwnem się to wyda, ale tak jest, a przyczyny różnicy dwóch zupełnie jednakowych i równych dróg są następujące: na jarmark człowiek jedzie rano, a z jarmarku wraca wieczorem; na jarmark jedzie trzeźwy, a z jarmarku podcięty; na jarmark śpieszy się i nie wstępuje do karczem przydrożnych, z jarmarku nie ma potrzeby się spieszyć i może wstępować, gdzie zechce. Nikt mu też nie broni nocować w rowie przydrożnym, lub znaleść sobie inny na świeżem powietrzu przytułek...
Ma się rozumieć, że jest tu mowa o ludziach, co szkłem się bawić lubią, bo dla trzeźwych droga z jarmarku i droga na jarmark jednakowo jest długa, a czas zawsze jednakowo drogi.
Wasążek prawie ostatni opuścił miasteczko, gdyż, po załatwieniu interesu z żydami i kupieniu kilku drobnych sprawunków, powrócił jeszcze pod „Łabędzia“, gdzie zabawił się w kompanji, oczy-