Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden tylko był odmieniec i miał łeb jak latarnię, całkiem biały, ale swoją drogą natura w nim była poczciwa; do roboty nie zanadto ciekawy, do żarcia jedyny i przez to właśnie zawsze gładki i gnatami nie świeci. Doskonały koń! kupił go ksiądz z Zimnej Woli i nie wstydzi się nim jeździć w pojedynkę, chociaż osoba znaczna i kanonik.
Starucha wiedziała zawsze, kiedy Wasążek jest trzeźwy, a kiedy pijany, bo się to szlachcicowi, odpuść mu Panie, zdarzało dość często.
Gdy trzeźwy był, szła pod nim równo i śmiało; gdy pijany, dreptała drobno, podbiegając bokiem to na prawo, to na lewo, stosownie do tego, w którą stronę się szlachciura przechylał i tym sposobem podtrzymywała go na sobie, aby nie spadł.
Tym razem Wasążek był dobrze cięty, ale nie drzemał, bo mu sprawa na to nie pozwalała. Myślał o niej, miał już potrzebne pieniądze i rozkoszował się przedsmakiem tańca, jaki z sąsiadem rozpocznie.
Droga ciągnęła się przez niewielką groblę, przerzynał ją rów niegłęboki, a na nim rzucony był mostek z balików, nawpół spróchniałych, który trzymał się ledwie na swej podstawie. Niebo zaciągnęło się chmurami, zasłoniło złociste gwiazdki i ziemia tonęła w ciemnościach.
Właśnie do mostku dojeżdżał Wasążek, a tak się myślą w swoją uciechę spodziewaną zagłębił, że aż głośno mówić zaczął: