— Będę tańcował — rzekł — o! będę tańcował!
Nagle, niewiadomo skąd, w ciemności nocnej, odezwał się głos gruby, ochrypły, jakby zpod ziemi wychodzący:
— Łżesz, bo nie będziesz tańcował.
Szkapa stanęła, jak wryta, szlachcic na razie pojąć nie mógł, co się stało, kto do niego przemawia. Uczuł, że mu się jakoś zimno robi, ale przez wrodzonego ducha przekory krzyknął:
— Otóż będę!
— Nie będziesz! — odezwało się znowuż zpod ziemi.
— Ktoś ty? — zawołał Wasążek, czując, że mu się czapka na głowie podnosi.
Zamiast odpowiedzi rozległ się jakiś śmiech dziwny, jakby nieludzki, a jednocześnie ogromna jakaś figura ukazała się tuż przy mostku.
Musiało w niej być coś osobliwego i nadzwyczajnego, bo szkapa drgnęła i rzuciła się wbok tak nagle, że Wasążek o mało z siodła nie wyleciał.
— Wszelki duch Pana Boga chwali! — zawołał i uderzył kobyłę z całej siły prętem.
Starucha chrapnęła tylko, rzuciła się naprzód, jak szalona, nie drogą, ale przez podorywkę, przez ściernie, przez łąkę; pędziła jak wicher, jakby przez wilki ścigana.
Szlachcic przynaglał ją jeszcze do biegu.
Tajemnicza postać wybuchnęła śmiechem.
— Dobrze ci tak! — rzekła — jałmużny ubogiemu nie dałeś i jeszcześ mnie zdyfamował brzyd-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.