Franusia wbiegła do mieszkania, matka jej krzątała się właśnie przy kominie.
— Ach, matusiu, — zawołała uradowana dziewczyna — wie matusia? Piotrek Sobieński powrócił do domu.
— A ty skąd wiesz?
— Błażej dziad mówił...
— Cóż wielkiego? Powrócił, to powrócił.
— Ale, matusiu, stelmacha przywieźli, koszykarza przywieźli, kuźnię budują. Podobno jakieś osobliwe bryczki mają wyrabiać.
— Wiem. Oddawna Kajetan o tem myślał i z twoim ojcem i z innymi gospodarzami narady mieli. Teraz nastają inne czasy, moje dziecko, nietylko na rolę patrzyć trzeba i na zboże, co się na niej urodzi, bo roli niewiele, a za zboże marnie płacą — to też różnemi sposobami należy zabiegać, aby mieć z czego żyć.
Franusia przerwała matce, pytając:
— Matusiu, pamiętacie, że w Zimnowoli odpust?
— Pamiętam.
— Pojedziemy, prawda?
— Nie wiadomo.
— Oj, matusiu, jedźmy, jedźmy koniecznie — albo pójdźmy, jeżeli koni wam żal.
— Zobaczymy, — odrzekła matka.
Dziewczyna zaczęła krzątać się po izbie, potem wybiegła do ogrodu, ale robota jej nie szła. Myślała tylko o Piotrku: jak on wygląda, czy się odmienił w Warszawie, czy nie zapomniał?
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.