dek, że z nim wszystko można, co kto chce, na wszystkie sposoby.
Naprzykład z takim Michałem Rokitą. Ktoby z tym człowiekiem wytrzymał? Chaskiel wytrzymuje. Kto inny jużby go dziesięć razy zlicytował i zniszczył. Chaskiel nie niszczy. On woli zgodnie, dobrze, poczciwie, on nie cierpi procesów i kłótni i cierpliwie czeka do ostatniej chwili, dopóki Rokita jeszcze cóś wart.
Nie jest wcale przyjemny stosunek z takim ordynarnym człowiekiem, jak Rokita.
Trzeba być bardzo odważnym, żeby się módz znajdować w blizkości jego pięści. Zaciśnięta kurczowo, wcale ona do ludzkiej ręki podobną nie jest, ale wygląda raczej, jak młot, złożony z żył, skóry i sęków dębowych.
Chaskiel nie lęka się bynajmniej tej łapy żelaznej, ani potężnej, barczystej postaci Rokity, ani jego oczu ponurych, patrzących groźnie zpod brwi krzaczastych, czarnych. Nie obawia się też głosu i przekleństw, które olbrzym miota, zwłaszcza, gdy mu wódka w głowie zaszumi.
— Nie róbcie głupstwa, Michale, dajcie spokój!
Tyle tylko mówi Chaskiel, a barczysty chłop rzeczywiście daje spokój i nie robi głupstwa.
Jest coś osobliwego w stosunku tych dwóch ludzi, tak bardzo niepodobnych do siebie.
Rokita to sama siła, chwilami zda się niepohamowana; Chaskiel Wiatrak nie posiada siły, ale ma niezmierny spryt.
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.