— Żyby ciebie tak w ziemię zakopali — mruknął ponuro Rokita.
— Fe! fe! dajcie pokój z takiem gadaniem. Ja was pytam grzecznie, a wy zaraz ze słowem co paskudne jest, fe!
— To nie gadać, że pieniądze zakopuję, skoro mi na chleb braknie.
— Mnie to dziwno! Czy nie mieliście zboża?
— Miałem, alem je wam oddał; przy obróbce drzewa w lesie i przy wywózce zarobiłem piękny grosz, alem go wam też oddał; uchowało się troje cieląt i te wam oddałem... Skądże mam co mieć? Nie będę chyba kradł albo rozbijał po drogach!
— Wy dziwny człowiek jesteście, Michale.
— A juści! Nie dziwny, jeno biedny i obdarty...
— Nie grzeszcie. Macie gospodarstwo, macie konie, macie zarobki, ile chcecie i ile możecie wykonać. Co wam brakuje?
— Toć ty wiesz dobrze, bo wszystko w twoje łapy idzie.
— Fe! Michale, fe! Wy jesteście człowiek niewdzięczny, ja się po was nigdy nie spodziewałem takiego paskudnego charakteru, takiej złej pamięci. Kto was w każdej potrzebie ratuje? Kto wam dopomaga? Do kogo wy pójdziecie, gdy macie ochotę się napić, gdy wam kilka rubli potrzeba? Do kogo? — do Chaskla! A potem powiadacie, że wam Chaskiel wszystko zabiera. On nie zabiera, on tylko odbiera i to nie wszystko. Nie warto ro-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.