gruntu. Nie macie się o co frasować. Na świecie ludzi dużo, ale takich co mają grunt — niewielu. Ja wam mogę nastręczyć dobrego kupca.
— A jeśli ja nie zechcę sprzedać?
Chaskiel wzruszył ramionami.
— Nie sprzedacie dobrowolnie, to ja podam do sądu i sąd sprzeda wasz grunt przez licytację.
— Tak?
— Takie prawo. Tymczasem wy sobie do głowy nie przypuszczajcie, Michale; wy możecie gruntu nie sprzedawać i mnie dług oddać.
— Skąd?
— Albo ja wiem? Możecie wyorać garnek złotych pieniędzy, znaleść na drodze, pożyczyć od kogo. Czy to człowiek może wiedzieć, skąd szczęście do niego przyjdzie? Ja dziś z wami nie będę dużo gadał, bo nie mam czasu, zaraz muszę w drogę jechać. Przyjdźcie pojutrze, ja wam jeszcze raz wygodzę. Dostaniecie na podatek i na żelazo, a soli weźcie sobie zaraz, ile wam potrzeba. Co się tyczy długu, radzę wam zapłacić lepiej dobrowolnie — mnie teraz bardzo pieniądze potrzebne, chcę sobie kupić dom w Czarnembłocie.
Rokita wziął sól i ze spuszczoną głową wlókł się do domu.
Ciężkie myśli roiły się w jego mózgu, zagadki nie rozplątane, zawiłe. Ogarnęła go żałość i rozpacz. Zdawało mu się, że jest robakiem, którego lada chwila ktoś nogą rozdepcze.
Szedł powoli, nie patrząc na ludzi, a tak się w myślach pogrążył, że chałupę swoją ominął
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/53
Ta strona została uwierzytelniona.