Młynarczyk z rodu bogaty nie był, również jak i Sobieński; gospodarstwa obaj posiadali małe i nie mogli z nich wiele wyciągnąć: Maciek zrobił, jak to mówią, Maciek zjadł; tyle że im z rodzinami na życie wystarczało, — ale ratowali się innemi sposobami. Sobieński trzymał piękną klacz i dbał o nią, żywił dobrze, pracą nie przeciążał, strzegł — to też dochował się z niej ślicznych źrebiąt; kilka razy za ogierki swego chowu po paręset rubli brał — i w ten sposób przyszedł do jakiegoś grosza; Młynarczyk znowuż handlem się zajmował, patrzył on uważnie na żydów, jak oni zabiegają i spekulują i pomyślał sobie: „nie święci garnki lepią.“ Zaczął od małego, skupował po wsiach gęsi, cielęta, drób, nabiał, woził do gubernjalnego miasta na targ i tam sprzedawał z zarobkiem, nie uganiając się za dochodem wielkim, byle tylko coś zyskać; po kilku latach i u niego grosz się zawiązał. Bywając często w mieście, dostarczając produkty do domów i do sklepów, przypatrywał się bacznie, jak to ludzie handlują, o nie jedno zapytał, poznał się dobrze na niektórych towarach, na wagach, na mierze, spenetrował, skąd się jaki przedmiot sprowadza, gdzie taniej nabyć go można i ciągle to miał w myśli, żeby w Olszance sklep założyć. Straszyli go ludzie, że to będzie ciężko, że żydzi niejedną psotę mu uczynią, ale nie bał się on i myślał sobie: niech oni wojują szachrajstwem, a ja rzetelnością, obaczymy, kto wygra. Jakoż spełnił to, o czem myślał, założył sklep.
Z początku oporem szło, ludzie tak się przy-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.