zwyczaili do żydów, że im się dziwnem wydało, żeby włościanin, gospodarz, do handlu się brał; to też przepowiadali, że rady sobie nie da i że zginie. To samo powtarzali Jukiel i Chaskiel, ale Młynarczyk nie wiele sobie z tego robił, towary sprowadzał, uczciwie ważył i mierzył, zysków nadmiernych nie szukał, i jakoś nieźle wychodził. Chaskiel też miał różne towary u siebie i sprzedawał je znacznie taniej, niż Młynarczyk, ale zaraz ludzie zaczęli się przekonywać, że to jest taniość zawodna dlatego, że waga nierzetelna i towar dużo gorszy. W sklepie pomagała Młynarczykowi żona, a najbardziej córka Franusia, bardzo roztropna i zdatna dziewczyna; prędko poznała ona towary, wagę i rachunek, a że dla kupujących była grzeczna i usłużna, obsługiwała wszystkich pośpiesznie — więc ojciec miał z niej wielkie wyręczenie i mógł śmiało, choćby nawet na cały tydzień za interesami wyjechać, gdyż wiedział, że w domu doskonałą zastępczynię zostawił.
Sobieński inaczej znów sobie począł; syna Piotrka oddał naprzód do dobrego kowala, a potem już, jako czeladnika, umieścił w Warszawie, w fabryce powozów, żeby się chłopak przyjrzał porządnej robocie. Kiedy już Piotrek tę naukę ukończył, Kajetan porozumiał się ze stelmachem, krewnym swoim, w mieście gubernjalnem mieszkającym, namówił go do współki i do Brzozówki sprowadził. Koszykarza wynalazł Piotrek w Warszawie, a wyszło to głównie z namowy Młynarczyka. W Olszance, nad rzeką wierzbiny i wikliny moc
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.