żydzi stwardzieli, jak kamienie, i prędzejby ze skały wodę wycisnął, niż z nich kilka rubli na tak pilną potrzebę.
Z różnych beczek Wasążek próbował; naprzód od Chaskla — nie chciał; od Jukla — także nie chciał; żądał, żeby pożyczyli mu wspólnie, obadwaj razem — nie chcieli.
Udał się do miasteczka, pół dnia przesiedział pod „Łabędziem“, zaczepiał Abrama, Mendla, Dawida — ani weź. Sprzysięgli się i zaklęli na żony, dzieci, na szczęście handlu, że w całem Czarnembłocie na tę chwilę nie znajdzie się ani jeden rubel, wszystkie utopione są w interesach i wyłowić ich napowrót narazie nie można. Trzeba czekać.
Próbował szlachcic szczęścia w innych pobliskich miasteczkach, ale również bez skutku — i z wycieczek takich powracał smutny i przygnębiony. Wielkie, nastroszone zazwyczaj wąsiska, opuściły się do dołu, a i wierna starucha, to poczciwe bydlę, które rozumiało wszelkie myśli swego pana, stąpała pod nim powoli, ze łbem zwieszonym ku ziemi. Nawet w karczmach, gdzie na rozgrzewkę wstępował, zachowywał się nad podziw spokojnie i cicho.
Swoją drogą sprawy prowadził, że zaś mu żydzi pieniędzy dać nie chcieli, sprzedał krowę jedną, potem drugą... I to nie łatwo mu przyszło, gdyż żona takiego gwałtu narobiła, że aż się cała wieś zbiegła, jak na dziwowisko.
Po stracie dwóch krów Wasążkowa wciąż rozpaczała i w żalu utulić się nie mogła. Daremnie
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.