— Co mam zboża, oddaję; z przychówku oddaję, furmanki żąda — jadę, aby choć tylko z chałupy nie ruszał, i jakoś do tej pory nie rusza.
— Do czasu, Michale, do czasu. Taki, mój bracie, to jak wilk... dasz mu jagniątko, chce owcę, daj owcę — krowy mu się chce; krowę dasz — zjadłby konia, a nie masz konia, to i ciebie samego pożre. Mówią w bajce o smoku, co mu codzień barana na pożarcie dawali; taki smok, Michale, lepszy od naszych Juklów i Chasklów, bo ich żarłoczność granicy żadnej nie ma. Tak i z tobą, bracie kochany; tak i ze mną, z drugim, dziesiątym i setnym. Wyciśnie z ciebie wszystko, co będzie mógł wycisnąć, a potem pożre cię z kościami...
— Oj, mój panie Walenty, żeby on mnie miał z chałupy wyrzucić, to ja sam nie wiem, cobym uczynił?..
— A ja wiem...
— Powiedzcież, panie Walenty, może i mnie to się na co przyda...
— Wątpię, mój Michale. Ja obrót sobie dam, bo edukowany jestem, a ty zaś robotnik tylko — to służby będziesz szukał. I znajdziesz, bo z ciebie oracz wielki i kosiarz wielki: siłę masz i zdatność za trzech. Gdziebądź przyjmą cię — w każdym dworze.
— Nie...
— A to dlaczego?
— Bo nie pójdę do służby...
— To co zrobisz? Może komornikiem we wsi
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.