wie, ale u gubernjalnego, żeby się zaraz nie rozniosło.
— Któż kupił?
— Byli tacy, co kupili: jeden, mój szwagier, a drugi kum, obaj przyjaciele. Ja już do mego gospodarstwa nie mam nic i jeno kobieta moja dzierżawczynią w nim siedzi. Ja biedak, ja pójdę w świat, ale kobiety mojej nie łatwo będzie zmódz, bo ona żadnych podpisów nie dawała, a jako dzierżawczyni, za kontraktem, na swojem prawie siedzi. I bydełka resztę, co mi zostało, i kobyłę moją staruchę sprzedałem też zanim wójt zajęcie dla żydów zrobił. Co do jednego ogona wyzbyłem się wszystkiego, niech teraz robią, co chcą.
— Jakże, toć bydło u pana Walentego w oborze?
— Czasowo tylko, mój bracie, na przechowaniu. Tylko patrzeć właściciele prawdziwi przyjdą i zabiorą...
— Takiem prawem Chaskiel, Jukiel i insze żydy nic nie dostaną?
— Albo ja wiem, nie moja w tem głowa, ale ich...
— Panie Walenty!
— A co, Michale?
— Ani w ząb nie rozumiem, co wy mówicie. Dopieroście rzekli, że jako za wielkie grzechy swoje na służbę Bożą do kościoła idziecie, że niechacie już wszystkie sprawy i procesy, że zostawiacie waszą fortunę żydom, na pastwę, a teraz znowu o procesach gadacie i że jako żydy wam nie wez-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.