— To niech wasan zgodnie płaci!
— Jak wasza wola, ja na wszystko przystaję.
— Więc gódźmy się.
— Tu, na rynku?
— A gdzie wasan chce?
— Nie, moi kochani, zgoda musi być robiona pod dachem i przy szkle. O suchej gębie jeszcze nikt porządnej zgody nie zrobił.
— To chodźmy pod „Łabędzia“.
— Owszem, idźcie, ja tam nadejdę, tylko muszę się jeszcze z jednym człowiekiem zobaczyć.
Rozeszli się.
W stancji „pod Łabędziem“ było pełno ludzi, a nad głowami zgromadzonych, unosił się gęsty obłok dymu z fajek, cygar i papierosów.
Wasążek siedział przy osobnym stoliku z kilkoma szaraczkami i popijał piwo, gdy nadbiegł zadyszany Jukiel.
— No, panie Walenty? — zapytał — robimy koniec. Co wasan myśli? Ja chcę, żeby już raz był koniec. Cały ten interes uprzykrzył mi się; więcej tracę czasu, niż to warto.
— Ja to samo powiadam.
— Wasan to samo powiada! Ja się dziwię, Wasan wciąż powiada, że zgoda, że dobrze, a pieniędzy wasan nie pokazuje. Takim sposobem nigdy nie dojdziemy do ładu.
— Owszem, ja choćby i dziś.
— No, to płać wasan.
— Akurat w tej chwili nie mam, ale spodzie-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.