Tak i teraz było. Walenty, porywczy i do kłótni pohopny, nie bardzo się zblizka zadawał z rodziną, ale kiedy widział, że z nim źle być może i postanowił odebranie należności utrudnić, wszyscy szwagrowie i bracia najchętniej w tem mu dopomogli i liczyć mógł napewno, że go żaden nie zdradzi.
— I wilk w pojedynkę nie straszny — mawiał często Wasążek — a w gromadzie niech Bóg broni go spotkać.
Po południu na targu Jukiel Wasążkowego szwagra zaczepił pytaniem:
— Czy wasan słyszał, co Walenty mówił do mnie pod „Łabędziem“?
— Słyszałem.
— Co wasan myśli, czy to może być prawda, czy też łgarstwo jest.
— Może być tak i tak.
— No, przecież wasan szwagier jest, powinien wiedzieć. Jak się wasanu zdaje?
— Widzi Jukiel, to tak: Walenty dużo procesów miał — i swoich, i za cudzemi, bywało, chodził, bo niema co mówić, głowacz to wielki do takiej roboty. Wyroków u niego pełna skrzynia, to też i nie dziw, jeżeliby gdzie jeszcze jakie należności miał.
— Naprawdę?
— A juści...
— A wasan nie wie, jakie to należności?
— O, żebym ja wiedział, tobym zaraz i swojego dochodził, bo to my ze szwagrem różnych sta-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.