Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

rych rachunków mamy dość. Prawowanie pomiędzy nami było nie jedno i nie dwa — ale nie wiem. Przypominam ja sobie, że on przy parcelacji paru majątków się kręcił, kupców na grunt sprowadzał, porękawiczne duże miał dostać. Nie dostał. Procesował, sprawę wygrał, na hypotekę wszedł. Możnaby spenetrować, żeby czas był; ale w naszym stanie biednym od gospodarstwa trudno się oderwać, a po drugie, jeżdżenie po miastach, szukanie, to koszt znaczny... Ale wypłynie to kiedyś na wierzch jak oliwa, a wtenczas ja swoje odzyskam. Nie będę pytał, że to szwagierek, jeno stanę, gdzie trzeba, i powiem: oddajno, kochaneczku, co moje...
— Jukiel zamyślił się, a szlachcic, westchnąwszy głęboko, dodał:
— Wiadomo, że różnie się z ludźmi dzieje na świecie; dziś człek może być na wozie, jutro pod wozem, a pojutrze znowu na wozie. Może nie?
— Bywa, rozmaicie bywa, — rzekł Jukiel — ale częściej źle, niżeli dobrze; trzeba się dowiadywać.
Gdy już targ się skończył i rynek opustoszał, zaczęli z różnych stron miasteczka, z różnych uliczek i domków, schodzić się kupcy czarnobłoccy.
Rozeszła się plotka, że coś nieprzyjemnego zagraża lichwiarzom, ale lękali się wszyscy.
Dziś takie czasy paskudne, że kto bierze tylko pięć kopiejek od rubla tygodniowo, także nazywany jest lichwiarzem!
Wszyscy dążyli na rynek, aby się stanowcze-