go czegoś dowiedzieć i życzenie to spełniło się do pewnego stopnia. Jankiel Bas otrzymał list bardzo ciekawy. Pismo było niedługie, lecz nader ieteresujące i pełne treści, tak dalece, że przeczytawszy je Jankiel natychmiast udał się na rynek.
Szedł, jak zawsze, powoli, małomówny i majestatyczny, czapkę na tył głowy nasunął i z pięknej porcelanowej fajki dym puszczał.
Wnet zebrała się koło niego gromadka współobywateli; każdy bowiem z miny Jankla poznał, że człowiek ten coś ważnego do powiedzenia ma.
Gromadka powiększała się szybko, bo już oddawno w Czarnembłocie taki jest obyczaj, że gdy czterech żydów rozmawia na rynku, to do każdego z nich przyłącza się także po czterech i do każdego z tych przyłączonych znów po czterech i tak dalej, dopóki wszyscy mężowie pełnoletni nie uformują wielkiego zgromadzenia.
Tak było i w tym wypadku. Jankla Basa otoczyła pokaźna gromadka słuchaczów, uważnych, bacznych, chciwie połykających każdy wyraz, — pomimo, że smak tych wyrazów był niezmiernie gorzki, kwaśny i przykry.
Czego człowiek nie przełknie!
Otóż Jankiel Bas potwierdził, na podstawie świeżo otrzymanego listu, że chociaż w szkaradnych plotkach, jakie rozpuszczono, jest część przesady, fałszu, ale jest również znaczna część prawdy; że dziś interesa, które były niegdyś bardzo przyjemne i korzystne, przybierają charakter śliski i niepewny; że jeżeli dotychczas kapitalista ryzy-
Strona:PL Klemens Junosza W sieci pajęczej.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.