Do klasztoru biegałem chętnie, ale zawsze z obawą; przez kurytarze, nawet w dzień jasny, przechodziłem ze drżeniem; trwogą przejmowały mnie portrety, rozwieszone na ścianach. Z ram poczerniałych wychylały się postacie blade, ascetyczne, poważne, jakby nie z tego świata.
Na piętrze, gdzie mieściły się cele, był napis: „SILENTIUM...” pierwszy dla mnie wyraz łaciński, którego znaczenie mi wytłómaczono. Nakazywał on milczenie; brałem rozkaz tak literalnie, żem oddech wstrzymywał, szedłem na palcach, żeby nie robić szelestu, żeby nie ściągnąć na się gniewu jakiego mnicha z portretu.
Gdy myślałem o śmierci, wnet przychodził mi na pamięć czerwony klasztor; gdym zakonnika zobaczył, zdawało mi się, że on z innego świata powraca. Dziś to sobie łatwo tłómaczę. Śmierć nawiedzała często dom nasz, a we wspomnieniach mego dzieciństwa jest kilka trumien czarnych. Ile razy kto z blizkich umierał, tyle razy kapucyn przychodził...
Strona:PL Klemens Szaniawski Ojciec Prokop.djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —