wśród postów i ciężkich umartwień, nad grobem własną ręką wykopanym, w nieustannem rozmyślaniu o śmierci, czekać tej śmierci, jako wyzwolenia z pęt ziemskich.
Już starania poczynił, aby go do tego zgromadzenia przyjęto, zezwolenie władz włoskich uzyskał, wszelkie formalności załatwił, już miała się zamknąć za nim na zawsze ciężka furta, gdy zaszła szczęśliwa okoliczność, która jego zamiarom, nie zmieniając ich w zasadzie, nadała inny kierunek.
Spotkał pod włoskiem niebem ziomka kapłana, człowieka o sercu zacnem i umyśle jasnym i zwierzył mu się ze swoich intentyj. Ten, wysłuchawszy młodzieńca, nie odwodził go od powziętego postanowienia, owszem, umacniał go w niem i słów zachęcy nie szczędził.
— Idź — mówił — za głosem, który cię woła, wyrzecz się świata, służ Bogu — ale nie tutaj jest twoje miejsce. Wracaj tam, skąd przyszedłeś, do swoich. Wstąp do zgromadzenia żebrzących i pokornych, służ
Strona:PL Klemens Szaniawski Ojciec Prokop.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.
— 24 —