prędki, może zaprędki. Wypadło święto, w kościele odbywało się nabożeństwo uroczyste, a ja z zakrystyi zwracałem uwagę na kościół, czy wszystko jest w porządku. Patrzę, w konfesyonale siedzi jakiś staruszek, człowiek świecki. Nie podobało mi się to. Posyłam zakrystyana mówiąc: „Poproś tego pana, by usiadł gdzieindziej.” Nic to nie pomogło, jegomość miejsca nie opuścił. „No — spytałem zakrystyana — mówiłeś?” — „Tak jest.” — „A cóż on na to?” — „Rzekł: Powiedz księdzu gwardyanowi, żem ja już w tym konfesyonale siedmiu gwardyanów przesiedział, a nie tracę nadziei, że i ósmego przesiedzę.” — Zapytałem Ojców, kto to jest? — i powiedziano mi, że to zacny przyjaciel naszego zgromadzenia. Tegoż dnia po południu poszedłem go przeprosić i stosunki nasze były jak najlepsze.
Wspomnienia ożywiły zacnego zakonnika, rozmowa płynęła łatwo i swobodnie.
Na pytanie, jaki jest stan jego zdrowia, odrzekł z przedziwnym spokojem i prostotą
Strona:PL Klemens Szaniawski Ojciec Prokop.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
— 35 —