Strona:PL Klemens Szaniawski Ojciec Prokop.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.



. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na tle wspomnień dzieciństwa mego i lat chłopięcych, na tle szarem, sieroco­‑żałobnem, rysuje się czerwony fronton ubogiego kościoła. W tej świątyni skromnej, dziwnie do myśli lepszych, do skupienia ducha usposabiającej, nie było złoceń, ani organów; ściany bielone, z drzewa ciosane ołtarze, a na ich stopniach kwitnące rośliny, wypielęgnowane przez dobrych zakonników.
Wielkie ubóstwo, wielka czystość i wielka prostota, cechowały ten przybytek Boży. Gdy się przestąpiło próg jego wczesnym rankiem, zanim się jeszcze ludzie na modlitwę zeszli, wówczas ta cisza, prostota