Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/015

Ta strona została przepisana.

Mówiąc to, Tata miał twarz tak wesołą, oczy tak żywe i miłe, żem pomyślała sobie zaraz:
— To będzie przedziwna rzecz dla Taty i dla mnie, znowu znaleść Mamę.
Tata potem uściskał mnie, zdaje mi się nawet, że mnie pocałował w rękę, i powiedział, żebym się poszła ubrać, gdyż on pojedzie, i za kilka godzin powróci już z Mamą. — Niezmiernie z tego szczęśliwa, pobiegłam opowiedzieć wszystko mojej bonie. Szukałam jej długo po całym domu, nareszcie znalazłam przed sienią z szafarką i z innemi służącemi, i patrzała jak Tata wsiadał do karety. Śliczna była nasza kareta, ale już trochę brudna: Tata kazał ją umalować na nowo, cztery konie były u niej, szory ich świeciły się jakby złote, lokaje i stangret mieli nową liberyę, a konie — róże z niebieskich wstążek przy uszach. Tata także był ślicznie ubrany; nie w żałobie, ale w kamizelce białej, w czarnym fraku. Już siedział w karecie, kiedy mu ogrodnik oddał przepyszny bukiet; ledwie go Tata objął obu rękami; potem zawołał jeszcze na mnie:
— Bywaj zdrowa Józieczko!
Kucharzowi, szafarce i innym służącym powiedział:
— Miejcież wszystko gotowe, — stangretowi: ruszaj co koń wyskoczy! — i pojechał.
Gdy już kareta była za bramą, i nie było jej widać, poszłam do mojego pokoju, a ze mną szafarka i bona; postrzegłam dopiero wtenczas, że miały nowe suknie: jedna zieloną, druga szafirową, i u czepków atłasowe wstążki; a spojrzawszy na moje łóżeczko, zobaczyłam różową atłasową sukienkę, nowiuteńką, prześliczną, a drugą białą krepową, wstążkami obszytą; były i majteczki, była i przepaska, i trzewiki różowe i ręka-