Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/021

Ta strona została przepisana.

mnie Józieczka kocha, i że będzie nazywać mnie Mamą. Wszak prawda?
— O tak, Mamą, zawsze Mamą, bo choć panna Zofia nie tak blada i słaba jak Mama; taka dobra jak ona!
To mówiąc, ściskałam jej kolana, bo wyżej dostać nie mogłam; ale Tata mnie podniósł i tak, na jego rękach będąc, ściskałam pannę Zofię, on mnie i ją całował, ona nas, i wszyscyśmy płakali.
Od tego czasu panna Zofia codzień mnie prowadziła do Mamy pokoju; przenieśliśmy tam wszystkie moje zabawki, a Mama przeznaczyła go na pokój do nauki. Tam moja druga Mama nauczyła mnie czytać i pisać, tam mnie uczy historyi świętej, katechizmu, historyi powszechnej. Dawniej umiałam tylko pacierz i abecadło. Tamta Mama mówiła mi zawsze:
— Jak wyzdrowieję, będę cię uczyć.
Ale biedna Mama nie wyzdrowiała, i nie przyszło do nauki. Druga Mama zawsze jest zdrowa, raz tylko kilka tygodni chorowała, właśnie wtenczas, kiedy przyjechał z Krakowa maleńki Staś, mój braciszek, który jeszcze i chodzić nie umie; ta Mama codzień mnie uczy, a ja staram się uważać, bo ile razy dobrze się uczę, tyle razy opowiada mi różne historyjki o sobie i o Mamie, kiedy obydwie małe były; i zawsze w tych historyjkach jest coś takiego, że usłyszawszy je, zdaje mi się, że grzeczniejszą będę. Już i Staś bardzo lubi do tego pokoju chodzić, zawsze na te drzwi paluszkiem wskazuje, bo tam są wszystkie moje zabawki; dotąd tam się zawsze uczymy, i teraz doprawdy że już nie wiem, którą Mamę lepiej kocham, czy tamtą, co umarła, czy tę, co żyje? Niktby mi także nie potrafił powiedzieć, która z nich