Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/025

Ta strona została przepisana.

jenką, a ona się na mnie gniewała. Tak minął czas długi, nie wiem doprawdy ile miesięcy, ale bardzo wiele. Była zima, potem lato, potem znowu zima, a Taty ani Mamy nie było widać. Gdy kuzynki kłóciły się ze mną, a wujenka gniewała się na mnie, gdy wujaszek przyjechał, a nie przywiózł mi książki, gdy służący na mnie burczeli, zawsze sobie myślałam:
— O mój Boże! czy też nigdy Tata z Mamą nie przyjedzie?
O! bo i służący prawie najwięcej mi dokuczali.
— Mało mają dzieci Państwo — mówiła panna służąca, — jeszcze dla obcego dziecka prać i szyć trzeba!
Zawszem płakała, słysząc te słowa, a słyszałam je codzień, nie tylko od panny, ale od wszystkich. Ale nareszcie skończyły się przecie te długie i smutne miesiące; jednego dnia słyszę trąbkę, trzask z bicza, zajeżdża kocz przed dom, i wysiada z niego jakiś pan niepiękny, ale młody i przyjemny. Wujaszek z wujenką wychodzą naprzeciw niego, ściskają go, a on się pyta:
— Gdzie Anielka? gdzie Anielka? czy zdrowa?
Jam się schowała za Dosię, bo właśnie tego dnia miałam brudną sukienkę, a panna nie chciała mi włożyć innej, mówiąc:
— To nie nie szkodzi, to sobota! ale ten pan mnie znalazł, wziął mię na ręce, i niezmiernie mnie całował.
To był Tata, a ja go nie poznałam, bo przyjechał bez Mamy i nie karetą. Ale jak mi tylko powiedział, że jest Tatą, zaraz go poznałam; pytałam się o Mamę: powiedział mi, że została w Warszawie, ale że dziś jeszcze pojedziemy do niej. Dopieroż byłam szczęśliwa! — Za-