Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/031

Ta strona została przepisana.

pewne się musieli obrócić; ale już tego nie widziałam, bom wtenczas nie patrzyła na nikogo, tylko na scenę.
Ach! jak też to było ślicznie! Sztuka, jak mi Mama potem powiedziała, była dramatem, tak smutnym, że serdecznie płakałam. Były to Machabeusze, historya prawdziwa o żydach z Biblii wyjęta. Jacy żydzi dawniej byli! wcale nie tacy jak teraz. Jak też pięknie grała matka Machabeuszów; trudno mi dotąd wierzyć, że ona tylko udawała: można było przysiądz, że to jej synowie; gdyby kto Mamie chciał mnie wziąść i zabić, pewnieby Mama bardziej nie rozpaczała. A jaka przytem piękna! jaka wspaniała! jaki głos miły! Nigdy nie zapomnę jej nazwiska: na teatrze zwała się Salomona, a za teatrem prawdziwie pani Ledóchowska. Mama mówiła, że i w Paryżu lepszej nie ma aktorki. A kiedy na końcu i ją i jej synów widać, jak po śmierci do Boga, do nieba idą, to tak pięknie, tak ślicznie, że się aż coś dziwnego dzieje. Szkoda tylko, że to krótko trwa; ledwie się pokaże niebo, już ci go ta brzydka kurtyna zasłania: o! szkaradna mi się wtenczas wydawała!
Od tego czasu już nie byłam w teatrze, bo w kilka dni pojechaliśmy na wieś. Kiedy już tak wszystko mówię, muszę powiedzieć, że przez jakiś czas Mama miała wiele biedy ze mną, i często mnie musiała łajać, nawet dwa razy rózgą ukarać, ale już teraz jestem grzeczna, i bardzo mi jest dobrze.




Niezmiernie się podobała wszystkim historya Anielki, osobliwie też opis teatru; żadna z przytomnych panienek, prócz Joasi, nie była jeszcze w teatrze; umyśliły prosić