Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/053

Ta strona została przepisana.

szka, cukierki trwoniła. Teresię nie tak kochali bracia, siostry i domowi, bo choć miała przysmaczek, to się nim z nimi nie dzieliła. Teresia często była przyczyną, iż ludzi łajano. Jeżeli zostało co z obiadu, lub z wieczerzy, ona to zaraz wyszperała i zjadła w sekrecie, a Matka szafarza strofowała, że źle szafy zamyka. Teresia nawet nie była tak nabożną, jak cała jej rodzina, bo się nauczyła więcej bać ludzi, niż Boga. Skoro była sama, zdawało jej się, że jej nikt nie widzi, a lubo jej Matka często powtarzała, że Bóg na nas ciągle patrzy, ona jednak czyniła w Jego świętej przytomności to, czegoby nie była zrobiła przed trzechletniem dziecięciem. Łajania rodziców, tysiączne nieprzyjemności, nic jej poprawić nie mogło. Obiecywała ona często i sobie i drugim odmianę, ale za najpierwszą sposobnością odzywał się zły nałóg. Rodzice ubolewali nad wadą tak szpetną i rodzącą w Teresi tyle przywar i błędów. Nareszcie wypadek następujący poprawił ją zupełnie.
Kolej pomagania Matce w przygotowaniach Wielkanocnych przypadła więc na Teresię. Jak najpomyślniej wszystko się udało. Szynki dobrze uprawione uwędziły się wybornie; ciasto, którem najwięcej gospodynie domu pysznić się zwykły, nadspodziewanie wyrosło: słowem, kiedy w Wielką Sobotę wieczorem, zastawiono długi stół szynkami, kiełbasami, babami, plackami, jajami, różnemi pieczywami i wędlinami; kiedy na wyniesieniu umyślnie na to sporządzonem, postawiono w środku na wielkim półmisku baranka z chorągiewką; kiedy obok tego stołu nakryta mniejszy i rozłożono na nim dziecinne Święcone, przystrojono oba bukszpanem: widok był wspaniały, a radość powszechna. Pani Staropolska z upodobaniem spoglądała na swą pracę, dzieci wszystkie, założywszy w tył