Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/054

Ta strona została przepisana.

ręce, chodziły około stołów, a ślinkę połykając myślały z ukontentowaniem o dniu następującym.
Państwo Staropolscy dochowując wiernie wszystkich przepisów religii, w Wielką Sobotę, o godzinie dziesiątej w wieczór, wraz z dziećmi i domowemi chodzili do pobliskiego katedralnego kościoła na Rezurekcyę. Zostawał tylko na dole stróż do pilnowania domu, a na górze ta z dziewczynek, która Matce do Święconego pomagała. I tego więc wieczora poszli wszyscy do kościoła. Teresia zamknąwszy drzwi od schodów, została się sama. Od rana wielkiej doznawała przykrości. Widok tylu przysmaczków, łakotek, których tknąć nawet nie mogła, dręczył ją i czynił przymus dla niej nieznośny. Już go dłużej znieść nie potrafiła! Idąc więc za skłonnością swoją, bieży do sali, gdzie zastawione było Święcone. Chce drzwi otworzyć: zamknięte! Zdziwiona i strapiona domyśla się, że to przezornej Matki troskliwość; wie dobrze, że tak wielkiego klucza wziąść z sobą nie mogła, idzie więc do jej stolika, szuka, przewraca i nareszcie znajduje klucz fatalny. Uradowana pospiesza napowrót do sali. Pierwszą jej myślą było napatrzeć się tak miłego dla niej widoku i gdzieniegdzie schwycić rodzynkę, migdałek lub konfiturkę, albo nieznacznie czego uskubnąć! Ale zamiast zaspokoić tem swoje łakomstwo, zaostrza go jeszcze. Im więcej kosztuje, temby więcej jeść chciała. Wziąć z dziecinnego stolika nie sposób, bracia jej i siostry odkryliby tę szkodę odrazu; nadkroić żadnego z paradnych ciast nie można, Matka spostrzegłaby bezwątpienia; ale przychodzi jej myśl, żeby podnieść jedną z największych bab i od spodu środek wykroić. — »Tego nikt nie zobaczy, pomyślała sobie. Jutro jak się goście zejdą, Mama przywoła mnie do częstowania i krajania; zacznę od tej baby,